poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Odcinek 1


Oto ja wykurwiście, zajebisty Bill Kaulitz. Pomimo swojego słodkawego wyglądu wcale do takich nie należę. Jestem pieprzonym egoistą i pierdoli mnie to, że gdzieś tam zalewa ludzi, że wybuchają wulkany, że komuś umarł pies…Jestem egoistą, bo dla mnie najważniejszy jestem JA. To moje problemy są najważniejsze… kocham siebie..myślę o sobie...tylko o sobie...Niczym się nie dzielę z nikim i nie potrafię  kochać nikogo innego... Pierdolę ludzi i ich skurwiałe problemy! Żyję swoim życiem bo tak najlepiej. Nienawidzę być pomocny, dobry i nie lubię jak muszę się dla kogoś poświęcać… Nie jestem bezinteresowny i nigdy nie byłem i nie będę altruistą!
I wiecie co?
Wykurwiście dobrze mi z tym! Tak, jestem zadufanym w sobie, egoistycznym dupkiem.Dlatego siedziałem właśnie w fotelu u menagera  z nogami na jego biurku i słuchałem jaki to ja jestem pojebany i okropny. Pff.. tez mi kurwa coś. Ziewnąłem,  a kiedy skończył leniwie zsunąłem nogi z biurka i spojrzałem w jego wkurwiający jak nic wzrok.
- Słuchaj fagasie.. dzięki mnie masz kokosy, a to co robię i jak robię oraz z kim robię gówno cię to obchodzi jasne?
Uśmiechnąłem się do niego perfidnie, a widząc jego pulsującą żyłkę na czole uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Uważaj staruszku, bo ci pierdząca pęknie
Warknąłem i nim cokolwiek powiedział, bez słowa leniwie opuściłem biuro piernika, kierując się do swojego kochanego, stojącego na zewnątrz auta. Nim jednak zagościł w nim mój szanowny, szczupły tyłek , wyjąłem z kieszeni szlugi i umieszczając skręcika w swoich pełnych, malinowych wargach, odpaliłem go i zaciągnąłem się papierosowym, słodkim dymem. Oparłem się o budynek i uśmiechnąłem się wrednie na myśl o czerwonej mordzie kochanego menagera. Wypuściłem dym nozdrzami i spojrzałem przez swoje ciemne szkła okularów w niebo. Rozległ się dzwonek mojego telefonu, więc wsunąłem w kieszeń swoich czarnych rurek, swoją chudą dłoń i wyjąłem komórkę patrząc na niej ekran. Przewróciłem gałkami ocznymi widząc, że to koleś z zespołu. Tak tak, nawet w zespole nienawidziliśmy się, ale co zrobić jak dzięki temu spełniałem swoje dziecinne marzenia i przy okazji żyłem jak pączek w maśle? No właśnie. Nacisnąłem zielony przycisk oznaczający odebranie połączenie.
-Czego chcesz Gustaw?
Warknąłem jak zawsze ‘milusio’.
-Miły jak zawsze… Robimy dziś imprezę zespołową, a że należysz do niego i media mogą nas wyczaić zapraszamy… Przyleziesz fajnie, nie przyleziesz – nikt nie będzie ubolewał… To ten najlepszy klub…
-Ok. narciarz
Rozłączyłem się  i pstryknąłem petem gdzieś przed siebie. Odbiłem się plecami od ściany budynku i poszedłem do swojego auta. Była gdzieś siedemnasta wieczór, a znając tych pajaców to koło 18-19 wymyślili spotkanie… Wiedziałem, że będąc w drugim końcu miasta i o tej godzinie, zajmie mi to tyle, że akurat tam dojadę. Cóż, jeśli mam możliwość zabawienia się, to czemu mam sobie odmawiać, nawet jeśli musze trawić takich patałachów jak oni? Na miejscu byłem punktualnie i od razu zobaczyłem swoich ’kumpli’. Przysiadłem się do nich i od razu zacząłem zamawiać mocne drinki.
(…)
Impreza była zajebista. Choć nienawidziłem się z chłopakami z zespołu, wypad do klubu po otrzymaniu kolejnej nagrody był bardzo udany. Zapiłem się, jak nigdy… No cóż,  taka już ze mnie moczymorda. Ostatnio, nie umiałem odmawiać sobie alkoholu, który ostatnimi czasy wlewałem w siebie wręcz litrami. O godzinie 1 w nocy 'rozstałem się' z kumplami i ledwo utrzymując na nogach ciężar swojego ciała, ruszyłem w kierunku swojego domu. Stąd to będzie jakieś 4 km, ale nie zamierzałem po takiej dawce % jechać swoim ukochanym autkiem i rozbić się na najbliższym słupie lub drzewie. Oparłem się o jedna ze ścian ulicznych budynków i umieszczając miedzy pełnymi wargami fajkę odpaliłem ją przy 3 próbie. Chwiałem się i śmiałem, jak typowy pijaczyna. Tyle, że zajebiście dobrze ubrany pijaczyna…
- Ej! może Cię porzucić gdzieś ?
Usłyszałem jakiś głos.. tak, na szczęście nie był to glos z zaświatów, a kolesia który wpatrywał się w moja osobę ze swojego czarnego cadilaka. Hmm.. Podwózka..? Zajebiście! Nie chce mi się popierdalać taki kawał do domu.
-Jakbyś  mógł byłbym wdzięczny, bo jak widzisz moje nóżki coś odmawiają mi posłuszeństwa
Zacząłem śmiać się,  jak jakiś pojebany i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę auta. Tak, normalny nie szedłby do samochodu jakiegoś obcego kolesia, ale ja do normalnych zaliczać się raczej nie mogłem.  Facet przyglądał mi się uważnie i po chwili do moich uszu dobiegł głośny śmiech.
-Proszę się ze mnie  nie śmiać…
Mimo wypowiedzianych przeze mnie słów, sam zacząłem śmiać się jak głupi. Podszedłem do jego auta, a on otworzył mi od środka drzwi od strony pasażera.
- Widzę to dokładnie, ze ci odmawiają jak i całe ciało odmawia ci wszystkiego…
Powiedział do mnie, a ja zacząłem włazić na fotel.  Złapał mnie za dłoń i pociągnął do siebie tak mocno, że od razu znalazłem się w środku auta.
-No proszę, jaki w gorącej wodzie kąpany, hm?
Zamknął drzwi i chyba też na automat, bo usłyszałem jakiś mniej znany mi dźwięk. Spojrzał na mnie tymi swoimi kakaowymi tęczówkami.
- Gdzie mam cię podwieźć? Chyba, że dasz się zabrać jeszcze do jakiegoś klubu?
Zaśmiałem się pod nosem i przekręcając głowę w bok, aby lepiej go wiedzieć, odpowiedziałem.
-Tak? Bardzo chętnie tylko, jak zasnę będziesz musiał zaopiekować się moim bezwładnym i sflaczałym ciałem..
Poruszyłem w górę i w dół swoimi krzaczastymi brwiami patrząc mu prosto w ciemne oczy.
- Dlatego panie proszę pana wybór należy do ciebie…
Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon, aż na zakręcie zarzuciło tyłkiem jego auta. Spojrzał na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oczu. Byłem pijany i nie bardzo wiedziałem co ten błysk oznacza.
-  Ja mogę się już teraz zacząć tobą  opiekować…
Spojrzał na mnie skręcając w las.
- W pewnym sensie już się mną opiekujesz, bo mnie zawozisz, co prawda w nieokreślonym i nieznanym kierunku, ale zawsze nie?
Zaśmiałem się widząc jak patrzy na drogę, a po chwili zerka w moje tęczówki
- Ciało pijane i bezwładne jest najlepsze - nie stawia oporu…
Wiedziałem, że mówi to do tego, że zapiję się jeszcze bardziej zaliczając zgona. Jednak i tak musiałam poddać to dogłębnej analizie.
- Tak, zgadzam się. To co jeszcze dam w gary tak? No nic najwyżej zaliczę zgona…
Zaśmiałem się głośno w ogóle nie przejmując się tym gdzie mnie facet wiezie.
- Chyba, że wolisz bym zatrzymał się na uboczu w lesie, to nie ma problemu..
Spojrzał na mnie przyglądając mi się uważnie. Zamyśliłem się chwile analizując ponownie jego wypowiedz. Zaraz na uboczu w lesie? Przecież jest zimno nie?
- Nie wole klub, tam jest ciepło i w ogóle.. A poza tym jest tam alkohol, a ja jak jestem pijany nie mam umiaru, plus gadam jak nakręcony..
Zaśmiałem się i pokręciłem rozbawiony głową. Pewnie gdybym był trzeźwy widziałbym do czego facet zmierza, ale nie w takim stanie w jakim byłem w tej właśnie chwili.
- W biurze mam wygodnie biurko
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie nie patrząc w ogóle na drogę.
- Wygodne biurko?
Spojrzałem na faceta marszcząc krzaczaste brwi. Kurwa, czemu musze być tak nawalony, że nie kminie najprostszych slow..?
- Ej, nie wiem czemu, ale wydaje mi sie, że powinieneś patrzeć na drogę, a nie na moja zajebistą osobę nie?
Położył swoją dłoń na moim udzie, blisko krocza zaciskając je, a ja spojrzałem na jego dużą męską dłoń.
- Zauważyłem, że lubisz dużo gadać,  ale jak będę miał dość  twojego gadania zatkam ci buzie czymś dużym i twardym …
Zaśmiał się ciągle na mnie patrząc z tajemniczym wzrokiem i bezczelnym uśmieszkiem. A ja znowu zmarszczyłem brwi wpatrując się w niego.
- Dużym i twardym? Po prostu powiedz to postaram zamknąć się na amen.. Choć po kilku drinkach raczej tak będzie.
Koleś położył swoją dłoń wyżej przez co poczułem ją na swoim kroczu.
- Ale ja lubię, jak ty mówisz  tylko jak będę miał dość to ci zatkam buzię czymś może małym, miękkim i wilgotnym ..
Dobra, kiedy poczułem jego dłoń na swoim kroczu, powoli zaczęło do mnie docierać, czego facet ode mnie oczekuje.
- Ee.. Gdzie z tą rączką kochany…
Zaśmiałem się i zdjąłem jego dłoń ze swojego krocza.
 - Raz ma to być duże i twarde, a po chwili małe, miękkie i wilgotne.. Zdecyduj się w końcu.
- Bo mogę ci dwoma rzeczami zatkać buzie, nawet teraz ale wtedy możemy zderzyć się z drzewem lub czymś innym, ponieważ skupię się na czynności a nie drodze.
Ponownie zaśmiałem się pod nosem. Dalej jednak nie bałem się jechać tam gdzie mnie zabierał. Miałem chyba zbyt otępiały przez alkohol mózg.
- Dobra, wiem ze jestem zajebisty, ale jak rozpierdolisz mnie na jakimś drzewie to już taki zajebisty nie będę..
Powiedziałem widząc, że koleś ciągle wlepia wzrok we mnie, a nie w drogę. Z ust mężczyzny wyrwał się głośny śmiech.
-Szkoda by było gdyby się taka porcelana stłukła dlatego jadę ostrożnie…
Dwoma rzeczami? Tak powiedział prawda? ee.. Boże niech on nie robi mi z mózgu większej sieczki niż mam..
-Ostrożnie? Ty znasz to pojęcie? Bo ja bym tego tak nie ujął kochany.. A tak w ogóle to jaka porcelana co? Nie jestem porcelaną..
Powiedziałem kiwając głową na potwierdzenie swoich własnych słów
-Jak coś to jestem Bill lub Lips
Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem w kakaowe spojrzenie faceta.
-A teraz patrzymy na drogę, a nie na mnie
Przekręciłem jego twarz dwoma palcami w kierunku drogi i uśmiechnąłem się.
-Teraz dopiero może być nie ostrożnie…
Wcisnął pedał gazu a na liczniku pojawiło się 200km/h. Spojrzał na mnie tym kakaowymi oczami.
-Zapnij pas, bo wylecisz mi zaraz przez szybę i się rozbije porcelanka…
Zapiął pas nie odwracając ode mnie wzroku.
-Co Ty.. Kurwa..
Szybko zapiąłem pas i spojrzałem na chłopaka.
-Ty serio chcesz mnie zabić, czy masz po prostu takie hobby?
Zapytałem patrząc na niego, a z moich ust nie schodził uśmiech. No cóż, nawet w takich chwilach alkoholik robił ze mną swoje. Zacząłem śmiać się głośno jak jakiś pojeb, ale co poradzić na to, że taki już byłem? Gdy wyjechaliśmy z leśnej alei wprost na jakiś klub chłopak wcisnął hamulec łącznie z ręcznym zataczając przy tym koła i parkując przy tym idealnie na swoim miejscu.
-Kocham ostra jazdę!!
Rzucił gasząc silnik. Spojrzałem na niego i westchnąłem.
-To kochaj ją, ale beze mnie dobrze?
Uśmiechnąłem się i szybko odpinając pas wyszedłem z samochodu. Pochyliłem się do przodu oddychając głęboko.
-Jestem pijany, jakby umknęło to twojej uwadze, a co za tym idzie - bardziej podatny na wymioty..
- Widzę. Nie da się nie widzieć, że jesteś w stanie nietrzeźwym.
Wyprostowałem się i spojrzałem na niego.
-Dobra już mi lepiej.. Lepiej zaprowadź mnie do baru, bo muszę sobie strzelić coś mocniejszego.
Podszedł do mnie biorąc mnie za rękę, mocno ją łapiąc i objął mnie w pasie, czym mnie zaskoczył. 
-To na wypadek gdybyś chciał się przewrócić.
-No ja myślę.
Powiedziałem patrząc na jego profil. Weszliśmy do klubu i pierwsze co uderzyło w moja twarz, to zapach dymu nikotynowego. Nie przeszkadzało mi to, bo sam byłem zawziętym palaczem. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się do mnie.
-Zostawię cię przy barze. Zamawiaj co chcesz i mów,  że jesteś z brutalem. Ja załatwię coś w biurze.
-Dobra, tylko jakbyś nie mógł mnie znaleźć to znaczy, ze leżę pod barem.
Powiedziałem do niego siadając na wysokim, barowym krześle. Chłopak podszedł do mnie i musnął mój policzek. Zaskoczyło mnie to, ale zaraz uśmiechnąłem się odprowadzając go wzrokiem. Zamówiłem jak zawsze whisky. Bez niej to nie picie. Powoli zacząłem sączyć drinka rozglądając się po lokalu.
-Ty skurwielu jeszcze raz pokaż się na moim terenie a cię zabije!
Usłyszałem jakieś krzyki i leniwym wzrokiem podążyłem w ich kierunku. Zobaczyłem chłopaka z którym tu przyjechałem i jakiegoś faceta. Chłopak chwycił tamtego za kołnierz bluzy i rzuciłem nim przez szybę,  która się rozbiła, a facet wypadł na zewnątrz. Miał szczęście, że to był parter a nie piętro.
- Asz.. Zostanie blizna i będzie bolało..
Zaśmiałem się dalej sącząc whisky ze szklanki. Widać, że od teraz znam bardzo ciekawy klub, w którym w końcu coś się dzieje. Oparłem się plecami o blat barowy i obserwowałem jak cycate lale patrzą po sobie nie wiedząc do końca robić, czy tańczyć, czy po prostu spierdalać. Ponownie zaśmiałem się pod nosem i wtedy on pojawił się przede mną jak David Copperfield.
-Tu jest nie bezpiecznie dla takiej kruchości, jak ty…
Spojrzałem mu w oczy i zaraz byłem ciągnięty w nieznane mi miejsce. Nogi mi się plątały, a szklanka wypadła po drodze z ręki.
-No jaa takie dobre whisky..
 -Tutaj możesz pić ile wlezie i rozłożyć się na łóżku. Za następnymi drzwiami dziewczyny będą ci przynosić co chcesz, możesz nawet z jakąś się zabawić.
Uśmiechnął się do mnie otwierając drzwi, za którymi znajdował się jakiś pokój.. Będąc w jakimś pomieszczeniu spojrzałem na chłopaka.
-Kiedy ja lasek nie potrzebuje, ale butelką whisky bym nie pogardził.. Ej… mam tu siedzieć sam z tymi siksami?
Wiedziałem, że mnie słyszą, ale ja jak to ja, miałem głęboko w dupie co inni o mnie sądzą.
Chłopak układał jakieś papiery, które były porozwalane po całym pokoju patrząc co chwila na mnie.
-Kurwa a był taki porządek! To ten chuj mi to rozwalił!  Będę siedział całą noc, żeby dojść do ładu z papierami!
Przyglądałem się,  jak podnosi papierzyska i mruczy pod nosem, najwyraźniej nakurwiony.
-Jak chcesz to mogę ci pomoc.
Rzuciłem opierając się o jedna ze ścian bokiem swojego ciała. Cóż, dzięki temu miałem pewność, że nie będę tak bardzo chwiać się na swoich długich, szczupłych nogach. Chłopak podniósł suchawkę i po chwili zaczął coś gadać do niej.
-Przyślij mi Lady z butelką whisky albo z dwoma i dorzuć mi do tego białko.
Odłożył słuchawkę i przyjrzał mi się.
-Co do pytania o bycie samemu z laskami. Odpowiedź brzmi: nie. Będziesz ze mną i będziemy dobrze się bawić.
Spojrzał na mnie posyłając uwodzicielski uśmiech. Przyglądałem mu się chwilę i odwzajemniłem go.
-Jak tylko będę miał whisky, mój ukochany truneczek, to na pewno będę dobrze się bawić.. Chociaż nie wiem, czy nie przegnę z piciem dzisiejszej nocy.. Kurwa jak ktoś jebnie mi fotę w takim stanie to będę na okładkach jutrzejszych gazet, a mój jakże 'kochany' menager znowu będzie darł na mnie dupę…
Zaśmiałem się wrednie pod nosem.
-Chociaż wkurwianie go sprawia mi ogromną frajdę..
Spojrzałem w oczy chłopakowi, bo oczywiście ten monolog głosiłem do własnej osoby. Zawsze tak miałem, że po alkoholu pierdoliłem dosłownie wszystko i nie raz miałem przez to problemy.
-Widzisz? Mówiłem, że po alkoholu gadam jak nakręcony, a to źle bo mogę w ten sposób za dużo powiedzieć, a tego bym raczej nie chciał.
Po chwili  weszła wysoka brunetka z ogromnymi zderzakami niosąc na tacy 2 butelki i to drugie o co prosił chłopak.
-Proszę skarbie, to co prosiłeś.
Powiedziała a on zabrał od niej tace kładąc ją na biurku. Klepnął dziewczynę w tyłek całując jej usta.
-Dzięki Lady możesz zostać i nas obsłużyć, bo kolega jest trochę wstawiony już a ja musze zrobić porządek przez tego skurwiela…
Skierował laskę w moją stronę z jedna butelka mojego ulubionego trunku.
-Zamknijcie się a ja zaraz przyjdę.
 Spojrzałem na butelkę i na chłopaka. Nie podobało mi się to, że muszę siedzieć z jakąś cizia w pokoju. Ogólnie nie przepadałem za kobietami, taki chyba uraz po tym jak pojmują one pewne rzeczy. Wszedłem z nią tam gdzie powiedział facet i pewnie ku jej rozczarowaniu, nie patrzyłem na jej cyce a na butelkę whisky. Nie czekając aż coś powie wyrwałem ją z jej ręki i otworzyłem. Przystawiłem szyjkę do ust i zacząłem ciągnąć, jak wzorowy menel. Usiadłem na łóżku i postawiłem butelkę na podłodze. W sumie to było już w niej tylko pół zawartości. Opadłem na plecy i patrzyłem w wirujący sufit. Chłopak wszedł do nas a ta lala od razu się do niego zaczęła kleić.
-Nie dzisiaj skarbie. Dzisiaj mam inne plany i nie mam ochoty cię pierdolić.
Ku mojemu zdziwieniu spławił ją. Podparłem się na łokciach, żeby móc na niego spojrzeć, ale był to dla mnie zbyt duży wysiłek i ponownie opadłem na plecy.
-Matko.. chyba wypiłem dziś za wszystkie swoje czasy..